Fot. Kalkulator |
Spacer wzbudził we mnie wiele wewnętrznych kontrowersji. Po pierwsze, bardzo chciałam się poczuć jakbym była w Bieszczadach. Bardzo chciałam, żeby nagle zadzwonił telefon, a ktoś po drugiej stronie powiedział: "Ada, olejmy jutro, wypierdalamy w Bieszczady!". Po drugie, nadmiar kolorowych liści obudził we mnie mojego dzieciaka. Tę głupią dziewczynkę, która mając 13 lat chodziła na jesienne spacerki i na skrawkach kartki pisała swoje natchnione i romantyczne wiersze! Akysz! Zapomnijmy jak najszybciej o tych czasach. Nie lubię wspominać chwil, w którym byłam tak strasznie naiwna i gupia. Po trzecie, co jakiś czas mój wzrok uciekał ku górze. Wbrew pozorom wiele się dzieje na jesiennym niebie. Samoloty lecą na lotnisko w Modlinie, rogal - księżyc dumnie wisi, a ptaki zabierają dupki do ciepłych krajów. Nienawidzę tych małych upierzonych skurwysynków. Zawsze pojawiają się w najmniej oczekiwanym momencie, srają i wyglądają jakby roznosił choroby. Oczywiście, najgorsze są gołębie, ale to w ogóle jest jakiś patologiczny gatunek. Tak czy siak, dzisiaj zaczęłam szanować ptaki. A najbardziej na świecie to im pozazdrościłam, że w każdej chwili mogę sobie odlecieć. Warszawa? Noł problem, lecimy. Afryka? Dzisiaj mi się nie chce, ale jutro lecimy. Biegun? Czekaj, napiszę na fejsie, może polecimy większą grupą. CZY TO JEST SPRAWIEDLIWE?!
Chciałabym być ptakiem. Albo chociaż nie mieć ADHD.